Konkurenci „Bożego Ciała” w walce o Oscara

Konkurenci „Bożego Ciała” w walce o Oscara

Kadr z filmu „Parasite” (org. „Gisaengchung”) (2019)
Kadr z filmu „Parasite” (org. „Gisaengchung”) (2019) Źródło: CJ Entertainment
W poniedziałek nad ranem dowiemy się, czy „Boże Ciało” zdobyło Oscara. Oto jego konkurenci.

Parasite, reż. Bong Joon ho
Laureat Złotej Palmy, typowany przez bukmacherów jako zwycięzca. Koreańska "jazda bez trzymanki": czarna komedia gładko przechodzi tu w thriller, by chwilę później przerodzić się w horror. Gatunki nieustannie mieszają się jak w kalejdoskopie, filmowy cytat goni cytat, a każdy przeskok staje się dla widza zaskoczeniem. Ale "Parasite" to też refleksja nad przepaściami ekonomicznymi współczesnego społeczeństwa. Spotretowana przez Joon ho rodzina mieszka w suterenie bloku w biednej dzielnicy Seulu. Rodzice i dwoje dorosłych dzieci częściowo żyją z dorywczych prac, które wykonują od niechcenia i niesumiennie, ale przede wszystkim z naginania regulaminów promocji w supermarketach, z drobnych oszustw, z wyłudzeń. Zgodnie z tytułem (parasite to po angielsku pasożyt) - na cudzy koszt. Kiedy syn dowie się, że jego przyjaciel, prywatny korepetytor, wyjeżdża za granicę i rzuca pracę u zamożnego małżeństwa, bohaterowie przeniosą swoje naciągactwo na zupełnie inny poziom.

Nędznicy, reż. Ladj Ly
Świetny, drapieżny debiut Ladja Ly. Reżyser portretuj na ekranie imigrancką dzielnicę Paryża - Clichy-Montfermeil, w której jako syn dwojga przybyszów z Mali przeżył całe życie. Sąsiadują tam ze sobą społeczności muzułmańska (często islamiści z terrorystyczną przeszłością), afrykańska i romska, a równowaga między nimi nieustannie wisi na włosku. A wtedy w ruch idą sztachety i broń. To świetne, wartkie kino i uniwersalna opowieść o przemocy. O tym, jak bardzo bywa zaraźliwa.

Kraina miodu, reż. Tamara Kotewska, Ljubomir Stefanow
Najbardziej "arthouse'owa" propozycja i największe zaskoczenie. Bohaterka dokumentu „Kraina miodu” (nominowanego również właśnie w dokumentalnej kategorii) mieszka ze starą matką w ruinach opuszczonej wioski w macedońskich górach. Jej życie wyznacza naturalny rytm pór roku, nocy i dnia, zmieniającej się pogody. Co jakiś czas tylko kobieta jedzie do Skopje sprzedać zebrany miód i kupić kilka drobiazgów. Ale nagle tuż obok rozbija swój obóz wielka turecka rodzina z gromadą dzieci. Tamara Kotewska i Ljubomir Stefanow pokazują, jak w tradycyjny, pełen harmonii świat wkracza zdegenerowana nowoczesność. Wyznacza ją pazerność: doświadczeń, rzeczy, pieniędzy, napędzają chciwość i eksploatacja otoczenia. Jednak para reżyserów nie pozwala sobie na zbyt łatwą dychotomię. Bo choć uwodzą piękno i prostota dawnego stylu życi, ten nowy, pełen harmidru, też ma coś zaoferowania. Zwłaszcza w chwilach, gdy przestaje się w ciszy odkrywać sens, a znajduje samotność.

Ból i blask, reż. Pedro Almodovar
Osobiste wyznanie Pedro Almodovara. Najbardziej autobiograficzny film reżysera, który zawsze czerpał ze swojej biografii pełnymi garściami. Pełen tolerancji, szacunku dla uczuć, melancholii Bohaterem „Bólu i blasku” jest Salvador Mallo. Reżyser filmowy po sześćdziesiątce, uznawany w Hiszpanii za mistrza. Filmoteka Narodowa zwraca się do niego z prośbą, aby zaprezentował publiczności swoje zrekonstruowane cyfrowo dzieło sprzed trzydziestu lat, a artysta uznaje to za znak. Po dekadach milczenia wyciągnie rękę na pojednanie do aktora, z którym pokłócił się wówczas na planie. A gdy już raz spojrzy wstecz, pęknie w nim tama, która blokowała powódź wspomnień.

Źródło: Wprost